1.



Mam na imię Kornelia Staszczyk i mam 22 lata, dziś mija piąty rok odkąd zaczęłam tkwić w tym wszystkim, o czym dowiecie się po kolei, jak to było w poszczególnych momentach mojego życia. 
Chociaż prawdziwy szczyt dopiero się zaczynie z dniem moich 23 urodzin, które skończę za pół roku. Byłam dziewczyną spokojną, cichą, nieśmiałą, która powoli zamieniała się w diabła, jak to kiedyś określiła Pani Pedagog, z którą dużo rozmawiałam i która przyczyniła się do tego kim teraz jestem.
Cała akcja zaczęła się w Szczecinie, gdzie się urodziłam i mieszkałam 20 lat, teraz od dwóch mieszkam w Rzeszowie, choć przyrzekałam sobie że nie opuszczę rodzinnego miasta, wiem że to tylko przejściowe że wrócę i dotrzymam słowa danego samej sobie i mojej przyjaciółce, która zginęła w wypadku samochodowym. To po śmierci Karoliny musiałam się stamtąd wyprowadzić, wszystko mi o Niej przypominało, pokój, park, osiedle. Nawet głupie kolczyki. 


A teraz mieszkam z dwoma chorymi chłopami, po których chodzę i sprzątam. Czuje się jakbym mieszkała z dwójką dzieci.
- Kornelia! – o właśnie o nich mówiłam, zaraz wpadną i mnie przygniotą swoimi cielskami, bo nie każdy kto ma 2m wzrostu jest ‘’lekki jak piórko’’ – Kornisia! – i tyle mojego spokoju, wpadły dwa mutanty i….
- Spadać czuby! Sami sobie dzisiaj obiad robicie! – wściekła wstałam ledwo wydostając się spod Nich i zabierając laptopa usiadłam przy biurku dalej pisząc nie zwracając uwagi na ich jęki :
- Ale kochanie, skarbie, misiu… - które wydawali za moimi plecami. Mając ich dość, sięgnęłam z szuflady słuchawki i się odłączyłam. Wiedziałam że się nie poddadzą i spokoju tego dnia nie odzyskam, bo trener odwołał 3 godzinną siłownie, a jakby tego nie robił, to byśmy spotkali się dopiero późnym wieczorem. Nie myliłam się. Krzesło ‘’odjechało’’ od biurka, a słuchawki zleciały z mojej głowy. Odwróciłam się i spojrzałam na nich morderczym wzrokiem :
- Czy wy jesteście normalni?! A może podczas ćwiczenia zagrywki dostaliście piłką w głowę?! – dobra, już wiecie co trenują moi współlokatorzy, siatkówkę. Zbyszek i Michał, coś jeszcze muszę mówić? Nasze pierwsze spotkanie miłe nie było, lecz oni uratowali mi życie. Ale to później.
- Tak, nie – odezwali się równocześnie. Spojrzałam na nich głupio, a po czym wskazałam kierunek ‘’tam są drzwi’’ jednak dziwne by było, gdyby się ruszyli. Skoro tak chcą grać, wyszłam z mojego azylu, do kuchni i wstawiłam do piekarnika obiad, który zrobiłam wcześniej aby tylko im zagrzać gdy wrócą. Jednak po dwóch minutach pojawiły się ich głowy w drzwiach. Udałam że ich nie zauważyłam, trzeba ich trochę pomęczyć, a co…
- Korniś.. – usłyszałam głos Michała Kubiaka, nic.
- Kornelia no! – Zbyszek Bartman się wścieka… A dobrze mu tak! Pomęczyłam ich tak jeszcze pięć minut, po czym wyciągnęłam żaroodporne naczynie i nałożyłam im po 4 naleśniki zapiekane z serem i parówką a sobie dwa, co spotkało się z głośnym sprzeciwem i na moim talerzu znalazły się jeszcze dwa, gdzie teraz ja miałam 4 a Oni po trzy. Przewróciłam oczami i dołożyłam im po jednym, gdyż chciałam sobie zostawić na później, a wiem że później bym nie mogła jeść sama bo siedzieliby kaci nade mną i prawie mnie karmili! Więc dla świętego spokoju wolałam zjeść z Nimi. Choć tak naprawdę lubię kiedy tak się o mnie troszczą i walczą można powiedzieć. Usiadłam przy stole odstawiając naczynie na blat i mówiąc ‘Smacznego’ zaczęłam jeść,
- Jak minął trening? – spytałam, nie dając po sobie poznać że uwielbiam takie dni, jak dziś. Kiedy starają się abym nie myślała o tym co się kiedyś wydarzyło.
- Dobrze, wszyscy pytają się kiedy przyniesiemy Cię na trening i siłownie – odpowiedział Zibi, nie zwracając uwagi jak to próbuje powstrzymać śmiech – Nie zabijaj mnie misiu, Ciebie też kocham – dodał na zabijający wzrok Kubiaka skierowany w jego stronę. Po chwili cała nasza trójka wybuchła śmiechem. Odtąd nasza rozmowa przebiegała w śmiechu, opowiadali mi, co działo się na tym jakże wspaniałym treningu. Jak to  biedny Schops dostał piłką centralnie w nos, Igła rozpłaszczył się na drzwiach (nie pytajcie) Jak to zbierali szczęki z ziemi, kiedy w progu pojawił się niespodziewany gość – nie powiedzieli mi kto to dokładnie. Po obiedzie Zbyszek pozmywał naczynia a ja udałam się do swojego pokoju dokończyć pisać kolejny rozdział swojej historii, natomiast Kubi poszedł na spacer z naszym sznaucerem olbrzymem (właściwie moim) suczką, wabiącą się Fida. Posiłki jadaliśmy wspólnie, przynajmniej raz dziennie staraliśmy się chodzić całą ekipą na dłuższy spacer z psem. Tak po prostu mieliśmy, nikt na nikogo nie zwalał obowiązków. Chociaż pewnie zastanawiacie się jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie i skąd wspólne mieszkanie. O Sodomo&Gomoro! Nie chcielibyście tego przeżywać za mnie! Nawet jeśli uwielbiacie tych dwóch gnomów i wzdychacie do monitorów, telewizorów i komórek podczas patrzenia na ich twarze!

Komentarze

  1. Czekam , czekam na następny odcinek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy rozdział - MEGA! Świetnie piszesz, tak fajnie składasz zdania, że nie można się od nich oderwać! - nnatsuu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz